Bohater, mistrz, artysta, sportmen
Tuż po urodzeniu sprawiał wrażenie bardzo wątłego tak, że rodzice zdecydowali się natychmiast go ochrzcić. Wydarzeniu towarzyszył poeta Jan Kasprowicz. „-Będzie najtwardszym chłopcem w rodzicie”- prorokował. Miał rację.
Są ludzie, którzy wszystkie swoje siły koncentrują na jednej rzeczy, w której pragną zbliżyć się do perfekcji. Dzięki takiemu poświęceniu sił i czasu, nierzadko im się to udaje. Są też tacy, których aktywność życiowa podzielona jest między kilka, nawet kilkanaście obszarów, na których czasem udaje im się niejedno osiągnąć. Są też osoby, które czego się nie tkną, zamienia się w złoto. Franciszek Marduła należał do tej trzeciej grupy.
Artysta uniwersalny
600 wytworzonych instrumentów, około 300 smyczków, nagrody i wyróżnienia w krajowych i międzynarodowych konkursach – to najszybszy, chociaż daleki od pełności, sposób podsumowania jego dokonań. Bo Franciszek Marduła oprócz tego, ze słusznie nazywany jest nestorem polskiego lutnictwa, potrafił – i to z sukcesem – wcielić się w niejedną inną rolę.
Urodził się na Podhalu, w 1909 roku. Jego ojciec, Józef Marduła, posiadał znany warsztat stolarski, w którym Franciszek – po ukończeniu szkoły – pracował. Obaj wyrabiali meble i elementy wyposażenia w stylu „witkiewiczowskim”.
Na wojennej ścieżce
Uprawiane przez siebie rzemiosło rychło podniósł do rangi sztuki. W meblach, które wyszły jego ręki, nietrudno rozpoznać jego indywidualny styl. Swoimi wyrobami kontynuował tradycję sztuki podhalańskiej, potrafił zaskoczyć oryginalnością i świeżością spojrzenia.
Nie był zapatrzonym tylko w niebo pięknoduchem, o czym świadczy fakt, iż na krótko przed wybuchem II wojny światowej został powołany do służby w Korpusie Ochrony Pogranicza, który był elitą polskich sił zbrojnych. We wrześniu 1939 roku bronił Lublina, gdzie trafił do niemieckiej niewoli, a następnie został deportowany do III Rzeczy. Wykonując pracę przy wznoszeniu baraków, znajdował czas na sztukę. Mając za narzędzia: blaszane dłuta i potłuczone szkło zbudował jeden ze swoich pierwszych instrumentów. Jako surowiec wykorzystał drewno brzozowe i świerkowe. Instrumentem tym były skrzypce, na którym jeden z jego obozowych kolegów zagrał Mazurka Dąbrowskiego.
Najtwardszy w rodzinie
Obecny przy jego narodzinach poeta musiał być obdarzony umiejętnością wieszczenia – Franciszek Marduła rzeczywiście był twardy, najtwardszy w rodzinie. Od 1926 roku należał do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Brał udział w mistrzostwach Polski w biegach narciarskich, zjeździe oraz skokach. W 1939 roku wziął udział w mistrzostwach świata, pełnił funkcję trenera w zakopiańskim AZS.
Tym, dzięki czemu zabłysnął jako gwiazda pierwszej wielkości – tworzeniem instrumentów – na dobre zajął się po wojnie. O randze jego talentu świadczy fakt, że na Światowej Wystawie Współczesnej Altówki w Ascoli Piceno we Włoszech zdobył duży srebrny medal, co do tej pory jest największym laurem polskiej sztuki lutniczej wywalczonym na arenie międzynarodowej. Brał udział w wielu innych konkursach lutniczych, na których zdobywał nagrody i wyróżnienia.
Mistrz i uczniowie
Innym z jego rozlicznych talentów była pasja pedagogiczna, dzięki której zdobył sobie wielkie – zarówno pod względem ilości jak i ilości – grono uczniów, którzy zainspirowani przez niego, poszli w jego ślady. Zmarł w 2007 roku, w wieku 98 lat. Do końca życia zachowywał artystyczną aktywność.